MARIOLA LACHAWIEC, MACIEJ GITLING,
JÓZEF PODGÓRECKI.
E. Cioran – jako przedstawiciel
współczesnego egzystencjalizmu
Ŕňđčáóňű ęîíöĺďöčč Ĺ.Öčîđŕíŕ-Ôčëîçîôŕ
č őóěŕíčńňű
Prezentowana przez Ciorana wizja świata i człowieka skłania do twierdzenia, iż na ukształtowanie się jej wpłynęła w głównej mierze przynależność rumuńskiego myśliciela właśnie do tej, a nie innej nacji. Rumuński fatalizm, niezdolność do iluzji, akceptacja każdej sytuacji z wyjątkiem własnej, poczucie wyrzucenia poza historię i czas, dostrzeganie nieuniknionego, nawyk cierpienia bez końca i bez powodu, wiara rumuńskiego ludu w to, że grzech i stworzenie są tym samym oraz nieustanne oskarżenia pod adresem tegoż stworzenia są konstytutywnymi elementami myśli Ciorana. I chociaż jako paryżanin powinien czuć się w pełni europejczykiem, spadkobiercą „lepszego” i zwolennikiem postępu, przyznawał rację chłopu rumuńskiemu, dla którego człowiek jest istotą przegraną, zdającą sobie sprawę z tego, że cokolwiek zrobi, to i tak wcześniej czy później będzie tego żałował[1]. Oprócz swoistego jarzma rumuńskości na poglądy autora Pokusy istnienia miała duży wpływ myśl moralistów francuskich, z którą Cioran zetknął się jeszcze przed przyjazdem do Francji. Moraliści, umieszczając w centrum samego człowieka, starali się rozpoznać i przeanalizować jego sytuację w świecie. Mówiąc o pobudkach ludzkich uczuć i działań, demaskując pozory, ukazując szereg paradoksów i sprzeczności, wykpiwając postawy i drwiąc z człowieka, jednocześnie wznosili się ponad to wszystko. Skrupulatnie śledząc każde wewnętrzne poruszenie, wyzbywali się naiwności i możliwości niezmąconego przeżywania codziennych iluzji. Pokazali oni Cioranowi czym jest bezkompromisowość w tropieniu motywów ludzkich działań, spoglądanie na każdą rzecz z wielu odmiennych perspektyw czy podejrzliwość wobec wszelkiego rodzaju doktryn, co z kolei doprowadziło Ciorana do XIX i XX-wiecznej filozofii antysystemowej reprezentowanej przez Kierkegaarda, Nietzschego czy Szestowa. Słabość wielkich konstrukcji filozoficznych polegała na tym, iż nie docierały one do życia, nie potrafiły udzielić odpowiedzi na fundamentalne pytania dotyczące człowieka – pytanie o sens istnienia, dobro i zło, zbawienie. Odpowiedzią na krach filozofii racjonalistycznej był, z jednej strony, rozwój różnego rodzaju ideologii, natomiast z drugiej, filozofowanie na nową modłę, filozofowanie antysystemowe, osobiste, a nawet biograficzne[2]. Kierkegaarda czy Szestowa nie interesowały uniwersalne, abstrakcyjne prawa, lecz ich własne przeżycia i poszukiwania, a więc to, co nie daje się ująć za pomocą spłycających uogólnień. Podobnie Cioran skupiony na własnych odczuciach nieustannie wadzi się sam ze sobą, jest zarazem katem i ofiarą, orłem i wężem, wyposażony w szpony jednego, odpiera ataki jadem drugiego – spotyka się w nim człowiek wierzący z ateistą, buntownik z konserwatystą, święty z grzesznikiem[3]. Niczym nas nie mami i nie wynajduje rozwiązań, które byłyby złudne, a gdy jakieś znajdzie zaraz je obala. Zdając sobie sprawę z tego, że życie toczy się wśród żywiołów i że to właśnie one warunkują nasze istnienie Cioran nie ma wątpliwości, iż egzystencja polega na walce z tymi żywiołami, zaś teorie i koncepcje wcale nam tego nie ułatwiają. Wręcz przeciwnie, filozofia posługując się naukowym językiem jako narzędziem poznania sprawia, iż rzeczywiste problemy znikają pod warstwą terminologicznej żonglerki, jałowych pytań i spekulacji. Stąd też aforystyczny charakter twórczości autora Historii i utopii, brak zaufania wobec filozofii akademickiej i sceptycyzm, który w XX wieku nie gdzie indziej, lecz właśnie w dziełach rumuńskiego myśliciela uzyskał swój najdoskonalszy wyraz. Sceptycyzm Ciorana był sceptycyzmem sceptycznym wobec samego siebie[4]. Ten rumuński „dyżurny sceptyk kończącego się świata”[5] głosząc wszem i wobec katastrofę tego świata, następnie poddawał ją w wątpliwość. Poświęcając tematowi Boga, świętych i zbawienia większą część swych dzieł, sam był organicznie niezdolny do jakiejkolwiek wiary – religijnej, ideologicznej – czy filozoficznej. Można powiedzieć, iż sceptycyzm był dla niego nie tyle stanowiskiem filozoficznym, co „postawą wybitnie filozoficzną”[6], rodzajem środka uspokajającego, który w trakcie gorączki wywołanej jakąś niepokojącą kwestią, pokazując, iż właściwie nie ma żadnych odpowiedzi, uspokajał go i pozwalał spoglądać na tę oraz inne kwestie z pewną dawką zobojętnienia. Mimo to Cioran wciąż na nowo podejmował się prób zgłębiania najbardziej palących kwestii dotyczących człowieka, z których największą jest według rumuńskiego myśliciela właśnie ten człowiek oraz jego sytuacja egzystencjalna.
* * *
W Narodzinach tragedii Nietzsche mówi o
starodawnym podaniu, według którego król Midas
ścigał po lasach mądrego Sylena i kiedy wreszcie schwytał
go, zapytał się co jest najwłaściwsze i zarazem najlepsze
dla człowieka. Mało urodziwy towarzysz Dionizosa nieporuszenie
milczał przez jakiś czas, aż w końcu ponaglany przez
króla, wybuchnął śmiechem i odparł:
Nieszczęsne, efemeryczne stworzenie,
czemu zmuszasz mnie do oznajmienia ci czegoś, czego bodajby raczej nie
usłyszał? To, co najlepsze, jest dla ciebie zupełnie
nieosiągalne – a jest tym nie urodzić się, w ogóle nie
być, być niczym. A druga rzecz dla ciebie
najpożądańsza – to rychło umrzeć[7].
Tę przypowieść można uznać za
motto niemal każdej książki Ciorana. Autor Zarysu rozkładu jak żaden inny przedstawiciel
współczesnej myśli humanistycznej podkreślał,
iż w przyrodzie rządzi niesprawiedliwość, zaś
człowiek, będąc wytworem i częścią świata,
nie może nie ulec zatracie. Wyobrażamy sobie, że zbliżamy się
do różnych celów, jednak w rzeczywistości w miarę
upływu czasu jesteśmy coraz bliżej wyłącznie jednego
celu – rozkładu. Może nawet chcielibyśmy kochać niebo i
ziemię, czyny i uniesienia, jednak w tym wszystkim odnajdujemy li tylko
to, co odsyła nas do śmierci. Kiedy weźmiemy pod uwagę
fakt, iż natura, dając nam w posiadanie niewielki skrawek materii, na
każdym kroku stawia się po zwrot należności i że
właściwie urodziliśmy się tylko po to, by umrzeć, w
pełni odsłania się przed nami bezsens „niepotrzebnie
spłodzonego świata”[8]
oraz naszego własnego istnienia. Podczas gdy raj był patrzeniem bez
rozumienia, zerwanie owocu z Drzewa Poznania skazało nas na życie w
miejscu, w którym rozumiemy aż za bardzo. Za każdym razem
kiedy otwieramy oczy, natychmiast stykamy się ze
świadomością, która przypominając nam o nieuchronnym
końcu, czyni niedogodności istnienia stokroć
uciążliwszymi, zaś samo życie zamienia w nieznośne
brzemię. Będąc rdzeniem naszego „ja”, równocześnie
konstytuuje to „ja” i jest w nim instancją cierpienia tym
większą, im bardziej jest rozwinięta i im wyraźniej ukazuje
znikomość pierwiastka witalnego.
Nic więc dziwnego, że w myśli Ciorana
nieistnienie jest największym dobrem, jednakże dobrem
nieosiągalnym dla kogoś, kto już zaistniał. W
przeciwieństwie do powszechnie panującej opinii, według
której narodziny są niezwykle hojnym darem losu, zaś najgorsze
czeka nas u końca naszych dni, autor Pokusy
istnienia twierdzi, że to właśnie moment poczęcia,
będąc czystym przypadkiem i trafem wartym śmiechu, jest źródłem
wszelkich niedomagań i klęsk życiowych[9].
Absurdalność narodzin polega na tym, iż wydobywając nas z
nicości i nadając nam imię, równocześnie
powołują do życia byt skazany na śmierć, „metafizyczne
oszpecenie i pozbycie się twarzy”[10].
W ten sposób z największego szczęścia
przekształcają się one w największe przekleństwo, co
więcej, mając całkowicie akcydentalny charakter są od nas
zupełnie niezależne – wbrew naszej własnej woli zostajemy
rzuceni-w-świat oraz zniewoleni przez samoświadomość. I
chociaż starożytni mawiali, że nie warto bać się
nicości, która przyjdzie, gdyż jest ona podobna do tej sprzed
narodzin, według Ciorana sytuacja ma się trochę inaczej,
gdyż przed indywidualizacją mieliśmy jeszcze szansę na
nieistnienie, natomiast stając się jednostką zaczynamy
istnieć i właśnie ta istniejąca cząstka boi się
zagłady. Stąd też, im wcześniej nastąpi nasza
śmierć i im mniejszy opór samoświadomości napotka,
tym dla nas lepiej. W O
niedogodności narodzin spotykamy poruszające wyznanie Ciorana:
Byłem sam na tym cmentarzu
dominującym nad wsią, gdy weszła tam kobieta w ciąży.
Wyszedłem natychmiast, żeby nie musieć patrzeć z bliska na
tę nosicielkę trupa ani medytować nad kontrastem między wystającym
brzuchem i zapadłymi grobami, między fałszywą
obietnicą a kresem wszelkich obietnic[11].
Co jednak pozostaje jeśli już urodziliśmy
się i przyszło nam żyć dłużej niż kilka
godzin? Przy pierwszym zetknięciu z myślą o śmierci jest
ona dla nas realnością metafizyczną, czymś odrębnym i
odległym, dopiero potem, kiedy z gościa zamieni się we
współlokatora, czujemy jej ciężar i dreszcz i nie
mówimy już o niej samej, lecz o lęku przed nią – jest to
przejście od metafizyki do psychologii[12].
Wyostrzona świadomość, przypominając o kresie istnienia,
utrzymuje nas w strachu i tym samym czyni z życia nieprzerwaną
agonię, która poprzedza nierzadko o dziesiątki lat tę
właściwą towarzyszącą zgonowi. W tej sytuacji musimy
stawić czoło dwóm pytaniom: „Jak znosić życie?” oraz
„Jak znosić samego siebie?” i postarać się udzielić na nie
odpowiedzi[13]. Stoi przed
nami zadanie polegające na zmniejszaniu cierpienia powstałego wskutek
indywiduacji, rozparcelowania pierwotnej Jedni na poszczególne indywidua
o coraz większym stopniu samoświadomości, oraz na szukaniu
sposobów przekroczenia, transgresji tej samoświadomości. Nie
chodzi zatem o pokonanie samej śmierci, lecz strachu przed nią, czy
też uczynienie świadomości śmierci mniej
przerażającą.
W poszukiwaniu wyjścia z sytuacji, w której
świadoma samej siebie egzystencja równa się cierpienie,
Cioran, odrzucając zbawienie w rozumieniu chrześcijańskim na
rzecz indywidualnej i ateistycznej autosoteriologii, ucieka się do
myśli buddyjskiej. Ponieważ jest zdany tylko i wyłącznie na
siebie i nie może liczyć na życie pośmiertne, wybiera
wyzwolenie, które, obchodząc się bez Łaski oraz
kładąc nacisk na Wiedzę Zbawczą, nie ma konotacji
religijnych i nie jest zależne od jakiejś transcendentnej istoty,
zaś opiera się w głównej mierze na oczyszczeniu
świadomości z fikcji i iluzji świata zewnętrznego.
Według autora Świętych
i łez człowiek – pełen pożądań i
przekonań – buduje ponad rzeczywistością różnego
rodzaju konstrukcje, tworzy systemy oraz wartości, które
następnie zwracają się przeciwko niemu i stają się
powodem cierpienia. Podczas gdy substancja rzeczy jest ze swej istoty
pozbawiona jakiejkolwiek treści, każdy zamyka się w swoim
własnym niedorzecznym świecie, nadając kształt i
wielkość temu, co tak naprawdę żadnej rzeczywistości
nie posiada. Jak na skrajnego subiektywistę przystało, Cioran
uważa, że wszystkie wizje świata, zarówno te zrodzone z
rozumowania, jak i intuicji, wstrętu czy entuzjazmu, są równie
słuszne i w równym stopniu mogą przemawiać do
wyobraźni. Ponieważ wytwory ludzkiego umysłu
kształtują się w zależności od doświadczenia,
wieku, nastroju i okoliczności, każdy wydany przez nas sąd jest
z jednej strony prawomocny, zaś z drugiej nie ma żadnego znaczenia,
tak, iż zawsze jednocześnie mamy rację i mylimy się.
Dowolny pogląd, system, wierzenie okazuje się być prawdziwe lub
fałszywe w zależności od tego jak wielka
namiętność za nim przemawia, stąd też nie dziwi fakt,
iż prawdy powstają i giną wraz z naszymi uczuciami, i wszystkie
one są li tylko błędami, których jeszcze nie zdemaskowaliśmy,
a może właściwiej – nie przeżyliśmy[14].
Ich następstwo w życiu pojedynczego człowieka czy też na
arenie historii przedstawia „gigantyczną farsę Ducha”[15]
i rumuński myśliciel nie może się nadziwić temu,
że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą
opowiadać się „za” lub „przeciw”. Co więcej, absolutny charakter
własnych prawd nie tylko nakazuje przedkładać je nad inne, ale
również zmusza do wcielania ich w życie i egzystencji
podług wyznaczanego przez nie rytmu. To z kolei generuje cały szereg
pragnień i przywiązań, które stają się
źródłem gorączkowych dążeń oraz
wzbudzają w nas ciągły niepokój na myśl o
niepowodzeniu lub stracie. Każda namiętność gwarantuje nam
to, że będziemy szli od udręki do udręki, wyrywa nas ze
spoczynku, zniekształca i przykuwa uwagę do jakiegoś obiektu.
Rozpalając krew i wzbudzając naszą fascynację, daje
poczucie pełni życia, jednakże ostatecznie, kiedy jej przedmiot
zaczyna zdecydowanie odbiegać od naszych o nim wyobrażeń lub
ulega powolnej zatracie, ona sama zmienia się w cierpienie[16].
Podobnie w buddyzmie, podstawowym elementem osobowości
jest świadomość, która jest warunkiem percepcji,
percepcja warunkiem postrzeżeń, postrzeżenia emocji, emocje
żądz, żądze cierpienia, jak również
chorób, starości, śmierci i ponownych narodzin, a więc
kołowrotu Samsary. Zwykły człowiek nie dostrzega tego,
funkcjonuje jedynie dzięki niedostatkowi wiedzy, póki pozory
wydają mu się czymś rzeczywistym jest zdolny kochać,
nienawidzić i zmagać się z nimi[17].
Jeśli jego celem jest działanie i bycie skutecznym w tym, co robi, z
konieczności musi pozostawać na powierzchni rzeczy i stać
się ślepym na to, co nierzeczywiste, musi sam siebie oszukiwać,
by zapomnieć, że jest li tylko „oraczem na Saharze”[18],
gospodarzem piastującym pieczę nad tym, czego nie ma. Przemyca
własne istnienie z godziny na godzinę oddany tysiącom
wierzeń, idoli i zajęć nie dostrzegając, iż pod
tą warstwą przyjemnych oszustw kryje się wyłącznie
czyste, nie zabarwione aktywnością ludzkiego ducha, istnienie.
Odwołując się do buddyzmu, Cioran czyni
rozróżnienie między prawdą absolutną a prawdą
względną, czyli tzw. „prawdą błędu”. Ta pierwsza jest
prawdą wyzwolonego, przywilejem niedziałającego,
chwytającego niesubstancjalność rzeczy, znosi wszystkie inne
prawdy i ukazuje ich pustkę równocześnie sama będąc
pustką, ale świadomą siebie[19].
O ile nicość jest zawsze skażona naszą
nieczystością i stanowi podlejszą wersję pustki, o tyle
pustka jest nicością pozbawioną cech negatywnych. Ilekroć
ją odczuwamy zachodzi w nas jakaś zmiana – chociaż zachowujemy
stare wady przemianie ulegają nasze stosunki ze światem, najgorsze
popędy łagodnieją, zaś udzielona nam przez nią lekcja
rezygnacji z uczestników czyni nas widzami. Odkrycie pustki tam, gdzie
do tej pory były sensy i wartości, odziera świat z iluzji oraz
pragnień i tym samym umożliwia nam uwolnienie się od losu,
pozwala stanąć ponad rzeczami i nami samymi. W pokusie istnienia Cioran pisze:
O doświadczenie pustki warto
zabiegać zawsze, nawet gdyby było ułudą. Jego przedmiotem i
celem jest zredukowanie do nicości i życia, i śmierci, po to
jedynie, by uczynić je znośnym. Jeśli od czasu do czadu taka
próba się udaje, to czegóż chcieć więcej? Bez
niej nie ma lekarstwa na chorobę bytu ani nadziei odnalezienia, bodaj na
parę krótkich chwil, błogości sprzed narodzin, blasku
czystej uprzedniości[20].
W dochodzeniu do wyzwolenia poprzez doświadczenie
pustki zaczynamy od kontemplacji tego, co z nas zostaje, na przykład od
kości ludzkich w muzeum lub, podobnie jak to robili buddyści na
placach kremacyjnych, zwłok w mniejszym bądź większym
stadium rozkładu. Już przy pierwszym zetknięciu z widokiem
szkieletu jesteśmy wstrząśnięci zatrważającą
zniszczalnością ciała i odnosimy wrażenie jakby to, co
dawniej obrastało kości, w rzeczywistości nigdy nie
istniało. Kiedy następnie wyobrazimy sobie samych siebie jako,
podobne obserwowanemu, szkielety, natychmiast ogarnia nas rezygnacja i
uspokojenie, czujemy się jak nigdy dotąd wolni i niemal
całkowicie odporni na ciosy losu. Dzięki temu, że
spoglądamy na siebie z zewnątrz, jak ktoś obcy, własne
ciało, a co za tym idzie nasze życie i śmierć,
zaczynają nam się jawić jako coś, z czym nie mamy
żadnego związku i co właściwie nigdy do nas nie
należało. Dostrzegając jak niewiele zostanie z nas w
przyszłości oraz uświadamiając sobie, iż
zarówno świat jak i my sami stanowimy li tylko chwilowy zlepek
kilku pierwiastków, jesteśmy ostatecznie skłonni
zakwestionować rzeczywistość zewnętrzną względem
świadomości. Ponieważ wszystko okazuje się być
złudzeniem, pustką, korelatem iluzji i kreacją pojedynczego
„ja”, całkowitą i jedyną rzeczywistością jednostki
staje się jej świadomość. O ile jednak dosyć
łatwo porzucić iluzje, o tyle ciężko wyzbyć się
myśli o substancjalności i nieredukowalności czegoś tak
samoistnego i solidnego jak własne „ja”. Również tutaj
przychodzi Cioranowi z pomocą myśl Wschodu, według której
„ja” nie posiada autonomicznego bytu, lecz jako proces, łańcuch
nieustannie powstających i ginących aktów, który
przyjmuje pozory jedności i trwałości wyłącznie
dzięki pamięci, jest egzystencjalną iluzją. W Złym Demiurgu Cioran pisze:
Pojąć, że to, czym jestem, nie
jest mną, że to, co mam, nie jest moje, wyzbyć się
wszelkiego wspólnictwa ze wszystkim, nawet z własnym życiem –
to wiedzieć jasno, to zstępować aż do nicości,
korzenia wszystkiego. Im bardziej otwieramy się na pustkę i dajemy
się jej przenikać, tym skuteczniej umykamy fatalnej konieczności
bycia sobą, człowiekiem, istotą żywą. Jeśli
wszystko jest pustką, to będzie nią również owa
trojaka fatalność[21].
Zdając sobie sprawę z tego, iż cali
jesteśmy wyłącznie złudzeniem, zaś byt, kiedy poddamy
go redukcji, okazuje się sumą przypadkowych elementów,
przypisywanych tym elementom atrybutów oraz miejscem, w którym
koncentrują się nasze przywiązania i pragnienia, niszczymy w
sobie jego ideę i dzięki temu wyzwalamy się od strachu przed
śmiercią. Jeśli wszystko jest pozbawione realności, to
nasuwa się wniosek, że sama śmierć jak i strach przed
nią, również tej realności nie posiadają[22].
Z kolei świadomość wszechogarniającej pustki prowadzi
bezpośrednio do wyzwolenia polegającego na wygaśnięciu
cielesnej jak i duchowej aktywności. Przebudzeni nie mają żadnej
drogi ucieczki na zewnątrz przed „nic”, które jest w nich i poza
nimi, pokonali życie i nie odczuwają już potrzeby szukania
jakichkolwiek rozwiązań. Podczas gdy niegdyś ich czas był
wypełniony euforią i upojeniem, dostąpienie wiedzy
spowodowało, iż wyczerpali zasób swych idoli, roztrwonili
swą substancję i w ten sposób zniechęcili się do
wszystkiego. Świadomi własnego przeznaczenia, odczuwają przyszłość
jako obecną tu i teraz, i w każdym początku natychmiast dostrzegają
koniec. Rozczarowani, wyzbyci popędów, przerażeni ideą
gatunku i płodzenia, nie przedkładając żadnej chwili nad
inną, zaprzestają wszelkich działań i
pogrążają się w całkowitym zobojętnieniu.
Cioran, mimo wielu punktów wspólnych z
myślą buddyjską, nie wydaje się jednak być do
końca zadowolony z takiego zawieszenia bytu. Uwalniając się od
ciężaru historii i porzucając swą jednostkowość,
jedyne, co pozostaje nam do dyspozycji, to pusta, pozbawiona złudzeń
świadomość, której nic nie jest w stanie
wypełnić. Niszczymy własne życie dla jałowej
obojętności, zapędzamy się w ślepy zaułek i
podnosimy go do rangi dyscypliny, która nakazuje nam wyrzec się
życia jeszcze przed śmiercią. W Upadku w czas rumuński myśliciel przyznaje:
Byłoby paradoksem, a może nawet
niemożliwością wytaczać proces zobojętnieniu, skoro
przez czas tak długi domagaliśmy się od niego spokoju i
obojętności trupa. Czemu się cofamy w chwili, gdy wreszcie
zaczyna spełniać nasze życzenia, nie tracąc przy tym nic ze
swego uroku? Czy to aby nie zdrada - ta nasza zajadłość wobec
bożka, któregośmy najrojniej wielbili?[23]
Absolutnej trzeźwości spojrzenia nie
sposób pogodzić z oddychaniem, gdybyśmy na każdym kroku
uświadamiali sobie wszystko to, co wiemy, wiecznie zadawali pytania i
wiecznie zmuszali się do czujności, najpewniej
pogrążylibyśmy się w zidioceniu lub natychmiast
popełnili samobójstwo. Żyjemy wyłącznie dzięki
chwilom, w których zapominamy o najbardziej palących prawdach i z
tychże chwil czerpiemy siłę niezbędną do stawienia im
czoła[24].
Mądrość, jako główny czynnik wyjałowienia,
zagraża wszystkim naszym władzom, czyniąc ambicje i talenty
rozsądnymi zabija je, głębie zamienia w równiny, zaś
to, co zgubne i tym samym nadające życiu wymiar tajemnicy, pozbawia
jakiegokolwiek znaczenia. Ponieważ pustka, medytacja i
mądrość uniemożliwiają wszelkie życie, a
żyje się zawsze wbrew mądrości, trzeba uważać, by
nie stały się one pułapką i nie zawłaszczyły
naszego istnienia. Mając to na względzie Cioran podkreśla:
Jeśli dokonaliśmy zamachu na
nasze pożądania, jeśli okiełznaliśmy i
zdławiliśmy w sobie przywiązania i namiętności,
będziemy przeklinać tych, co nas do tego zachęcali, przede
wszystkim mędrca w nas - wroga najstraszniejszego, bo leczy ze wszystkiego,
ale nie uwalnia od żalu po niczym[25].
Mędrzec stara się zniszczyć w nas
szaleńca, dzięki któremu akceptujemy pozory i nie czynimy
rozróżnień między iluzją a
rzeczywistością. Podczas gdy szaleniec dodaje życiu pikanterii i
sam jest życiem, jedyne, co może nam zaoferować mędrzec, to
opanowanie, powściągliwość, nieustanne ustępstwo wobec
świata oraz zupełny brak zainteresowania czymkolwiek. Nie ma on prawa
mówić o życiu skoro go w sobie nie ma, nic go nie boli, nie
cierpi, nie lęka się, nie czuje, nie wie również czym
są prawdy witalne, zrodzone z niepokoju. Odrzucając każdą
formę buntu, wzburzenie, gniew i wściekłość, a
więc coś, co dodaje egzystencji dynamizmu i jest
źródłem energii, mądrość paraliżuje nas i
umniejsza – powstrzymuje życiodajny proces obalania starych prawd i
pozostawiając nam jedynie bezruch pustki, uderza w samą zasadę
naszego bytu hamując jego rozrost[26].
Kto poznał czym jest obojętność mędrca, już nie
wzdycha na myśl o stanie nieboszczyka i nie odwraca się od
pozorów, lecz za wszelką cenę chce odzyskać dawne
utrapienia i na powrót wejść do świata żywych[27].
Cioran doskonale zdaje sobie sprawę z
odrębności Azji i Europy, i bynajmniej nie sądzi, by
przepaść kulturową można było łatwo czy też
w ogóle pokonać. Jego zdaniem filozofia Wschodu, choć
często pomaga w odkrywaniu niezwykle istotnych prawd, zawsze pozostanie
nam istotowo obca. Jako spadkobiercy cywilizacji Zachodu nie potrafimy
oderwać się od świata i wyciszyć, bierność stoi w
całkowitej sprzeczności z naszymi nawykami, zaś taoizm jest
automatycznie odrzucany przez nasz instynkt. Będąc niewolnikami
przyszłości oraz własnych projektów, które
muszą osiągnąć cel, wciąż protestujemy, nigdy nie
zgodzimy się na już istniejące, zastane i nigdy biernie się
im nie poddamy. Mając we krwi rebelię i nie potrafiąc
zaakceptować tego wszystkiego, co niesie nam los, wybieramy
zniknięcie poprzez działanie, a nie, jak to jest w buddyzmie, poprzez
zamilknięcie i bierną kontemplację świata. Żyjemy zbyt
szybko, by uchwycić rzeczy takimi jakie są lub mówić o
ich przemijalności. Ponieważ pewnych prawd nie da się pogodzić
z nasza naturą, mówić o wyzwoleniu w odniesieniu do zabieganej
ludzkości, nie ma najmniejszego sensu. Wielu ludziom wydaje się,
że zgłębili tajemnice Wschodu, jednak w rzeczywistości nic
ich do tego nie predysponuje, ani wychowanie, ani charakter, ani lęki.
Chcąc dostąpić wyzwolenia musieliby odrzucić wrażenia,
przyjemność i ból oraz radość i smutek, a więc
wszystko to, co będąc ze swej natury intensywne, przywiązuje do
siebie, a następnie wpędza w poddaństwo. Zdaniem autora Historii i utopii wokół roi
się od fałszywych wyzwolonych, którzy rzekomo wznieśli
się ponad swe czyny i pozorując uśmiech Buddy
spoglądają na świat z wyżyn[28].
Co zaskakujące, Cioran do fałszywych wyzwolonych zalicza
również siebie:
Prawdą jest, że moje
doświadczenie życia zbiega się z doświadczeniem Buddy. Jego
wizja śmierci, starości, cierpienia to doświadczenie, jakie
przeżyłem i przeżywam nadal. To moja codzienna
rzeczywistość. Ale rozwiązanie, jakie Budda zaleca, są dla
mnie nie do przyjęcia, gdyż nie potrafię zrezygnować z pragnień.
I w ogóle z niczego. Więc powiedziałem sobie:
<<To oszustwo musi się skończyć. Jestem buddystą wyłącznie w sensie akceptowania
orzeczeń o cierpieniu, starości i śmierci>>. Kiedy jednak
Budda mówi: teraz trzeba wyrzec się pragnienia, zatryumfować
nad własnym Ja, nie mogę[29].
Mimo zgody co do podstawowych konstatacji filozofii
Wschodu, takich jak nicość własnego istnienia,
iluzoryczność „ja”, pustka jako podstawa ontologiczna, niszcząca
moc pragnienia, bolesna przemijalność wszystkiego oraz
powszechność cierpienia, droga, jaką głosił buddyzm,
okazała się dla Ciorana z gruntu niedostępna. Przede wszystkim
rumuński myśliciel nie miał duchowych danych potrzebnych do
tego, by stać się buddystą. Podczas gdy dla człowieka
Wschodu uraza i zły humor to największe z grzechów, on
był popędliwy i łatwo wpadał w gniew[30].
W konsekwencji nie potrafił wyrzec się pragnień, wejść
na ścieżkę rezygnacji i w ten sposób zatryumfować
nad własnym „ja”. Choćby odkrył i przebadał wszystkie
prawdy i zaszedł nieważne jak daleko w obojętności, to, co
wiązało się w nim z pierwiastkiem witalnym, hormonami i
pożądaniem przyciągało go na powrót do świata
tak, iż jego życie wypełniała niekończąca się
przemienność kosmogonii i apokalipsy – każde nowe
pożądanie stwarzało świat, zaś każda nowa
myśl unicestwiała go[31].
Cioran nie ma wątpliwości, iż człowiek jest istotą
skonstruowaną w ten sposób, że wszechświat zawsze
będzie dla niego pretekstem do pulsowania krwi. Chociaż często
żegnamy się z życiem i ze wszystkich sił pragniemy
usunąć ślady naszej obecności na ziemi, w momencie, w
którym mamy popełnić decydujący krok, mówimy
sobie, że przecież kochamy to życie bardziej niż cokolwiek
innego. Kiedy wszystko w nas zdaje się upadać i kiedy nie starcza nam
już oddechu, z naszej głębi dobywa się głos
łaknący istnienia i świata pozorów. Jesteśmy
organicznie niezdolni do odrzucenia przygody, wiążących się
z nią wielkich afirmacji oraz wielkich negacji, zaś przede wszystkim
cierpienia, które jest gwarantem pełniejszego, maksymalnego
odczucia świata i bez którego życie nie miałoby
żadnego smaku. Buddyzm, negując realność tego cierpienia, a
następnie zalecając wyzwolenie się od niego, w
rzeczywistości nakazuje zrezygnować z własnego istnienia[32].
Dodatkowo, podczas gdy dla buddystów świadomość była
anonimowym orszakiem doznań oraz zlepkiem przejściowych form, Cioran
uznając „ego” za stały, centralny i niezmienny element własnej
osobowości, nie potrafił wyrzec się przywiązania do niego.
Chociaż „ja” wydawało mu się największym przekleństwem
i brzemieniem, wątpił w możliwość zniszczenia go za
pomocą medytacji, gdyż wiedział, że duma człowieka
Zachodu domaga się istnienia nawet w nicości[33],
zaś w tym kontekście droga wyzwolenia nie byłaby niczym innym,
jak tylko drogą do zatraty samego siebie, nieobecności i rozpłynięcia
się w anonimowości pustki.
Ostatecznie Cioran doszedł do wniosku, że skoro
poza tym światem nie ma żadnego innego i skoro wraz z wyzwoleniem
kończy się sam człowiek, iluzja własnego istnienia powinna
stać się dla nas najwyższym sensem, natomiast świat
pozorów jedynym, który zasługuje na nasze zainteresowanie.
Złudzenie bycia tutaj, na ziemi, wydaje się autorowi Zarysu rozkładu o wiele bardziej
atrakcyjne od spokoju niebycia nigdzie czy też bycia w różnego
rodzaju niebach. W Brewiarzu
zwyciężonych pisze:
I ja, który dotąd byłem
mordercą własnych iluzji, apostołem nicości,
zamieniałem się nagle w miłośnika błąkania
się po tym świecie, w sługę swych własnych błędów[34].
W miejsce wyzwolenia,
które z reguły ma charakter li tylko chwilowy i po którym
znów wracamy do świata pozorów, Cioran, nie mogąc
osiągnąć całkowitej wolności od strachu przed
śmiercią, ucieka się do rozwiązań mających na
celu uczynienie życia bardziej znośnym. Jego zdaniem, chociaż
nasza substancja nieustannie topnieje, wszystkie wysiłki powinny
zmierzać do tego, by z owego topnienia uczynić środek
pobudzający – należy zapanować nad strachem i wykorzystać
każdą możliwość niebycia oraz każdą
część własnej nierzeczywistości. Chcąc
zwalczyć w sobie obsesję śmierci nie możemy stosować
uników, lecz musimy doświadczyć jej aż do końca
przyjmując wszystkie niesione przez nią udręki i rozkosze.
Poddając się jej aż do przesytu, a więc nieprzerwanie
kosztując własnych unicestwień oraz delektując się
wizjami własnej agonii, spowodujemy, iż przestanie ona budzić
grozę i całkowicie się w nas wyczerpie. Dzięki temu, kiedy
nadejdzie ostatnia chwila nie będziemy krążyć bezradnie
wobec nieznanego, lecz zsuniemy się w to, co całe życie
towarzyszyło nam na każdym kroku, tak jakbyśmy zsuwali się
w samych siebie. Kiedy pożądamy śmierci, jesteśmy w stanie
spojrzeć na nią z góry, gaśniemy,
równocześnie gasząc ją w sobie, i chociaż jest
wieczna i nieśmiertelna, może się w nas postarzeć i nie
wzbudzać już takich emocji. Kto zdążył się
nią znudzić, przetrzymać ją i wygasić, oddzielony od
niej już się nie smuci i staje się wyższy od wszystkiego,
jednocześnie wszystkim wcale nie gardząc. Jak podkreśla Cioran,
symbioza ze śmiercią uczy nas wszystkiego, odsłania przed nami
nieważność czasu i nieskończoną wartość
każdej chwili, a co więcej, od pewnego momentu okazuje się
być miarą wszystkich naszych chwil[35],
Z jednej strony odsłania się przed nami istnienie przepełnione
oddaleniem i zobojętnieniem, zaś z drugiej wstępujemy na
drogę „oczyszczonego umiłowania życia”, gdzie na każdym
kroku ogarnia nas zdumienie. Pewniejsi siebie w upadku, bardziej
przystępni po doznaniu porażki, dzięki oddaniu obsesji
śmierci stajemy się istotowo inni i koniec końców
zachowujemy uśmiech rozczarowania będący swoisty
połączeniem klęski ze zwycięstwem[36].
Innym sposobem uczynienia
życia bardziej znośnym jest według Ciorana nie tyle samobójstwo, co sama myśl o
możliwości popełnienia go, która przynosi nam z niczym
nieporównywalną ulgę. Podczas gdy starożytni wypracowali
sobie kulturę samobójstwa i zabijali się zazwyczaj w
najdoskonalszym momencie swego rozwoju, tak, iż ich własna
śmierć była zwieńczeniem życia, dziś nikt nie
umiera jak należy, lecz wszyscy kończą przypadkiem. W
przeciwieństwie do mężnych Greków i Rzymian,
współczesnych samobójców można nazwać
nieszczęśnikami, którzy kończą ze sobą nie ze
względu na wnioski wyciągnięte z absurdalności
własnego istnienia, ale ze względu na wydarzenia zewnętrzne –
coś ich zawiodło, popadają w tragedię i nie mogą
już dłużej żyć. Cioran, wzorem starożytnych, postrzegał
samobójstwo jako hołd dla siły i heroizmu, jednak
ponieważ śmierć napawała go takim samym wstrętem jak
życie, ograniczał się wyłącznie do, wbrew pozorom,
życiodajnej myśli o skończeniu ze sobą. Jego zdaniem, mimo
iż świat ma nad nami wielką władzę i z czasem pozbawi
nas wszystkiego, często zapominamy o tym, że sami dysponujemy
możliwością swobodnego rozporządzania sobą, z
którego to przywileju prawie nikt nie korzysta. Podczas gdy moment
naturalnej śmierci jest nam narzucany przez naturę, która czyni
nas w ten sposób swymi niewolnikami, samobójstwo możemy
popełnić w dowolnie wybranej przez siebie chwili. Będąc
najwyższym wyrazem ludzkiej wolności oraz afirmacją tejże
wolności, pozwala zachować godność w sytuacji, w
której się znajdujemy[37].
Dzięki świadomości tego, iż sami możemy decydować
o tym, kiedy nastąpi koniec, czujemy, że jesteśmy panami
własnego życia i potrafimy znosić kolejne dni –
samobójstwo staje się policzkiem zadanym całej naturze oraz
Demiurgowi, zaś my stajemy się silniejsi i bardziej niezależni[38].
W wywiadzie z L. Gilletem Cioran mówi:
W samobójstwie piękne jest to,
że jest ono decyzją. W gruncie rzeczy bardzo nam pochlebia fakt,
że możemy sami się wyeliminować. Samobójstwo jest
samo w sobie czymś niezwykłym. Rilke mówi o śmierci, którą
w sobie nosimy, ale tak samo nosimy w sobie samobójstwo. Myśl o
samobójstwie pomaga żyć. Taka jest moja teoria. Przepraszam,
że cytuję sam siebie, ale sądzę, że musze to
zrobić. Otóż powiedziałem, że gdyby nie myśl o
samobójstwie, dawno bym się zabił. Co miałem na
myśli? To, że życie da się znosić jedynie dzięki
świadomości, że możemy je porzucić, kiedykolwiek
zechcemy. Jest ono na naszej
łasce. Ta myśl nie tylko nie odbiera ochoty do życia ani nie
wtrąca w przygnębienie, lecz przeciwnie - przyprawia o upojenie. W
gruncie rzeczy jesteśmy wrzuceni w ten świat i nie bardzo wiemy
dlaczego. Nie ma żadnego powodu, byśmy tu byli. Ale myśl,
że możemy zatryumfować nad życiem, że trzymamy w rękach nasze życie i możemy
opuścić ten spektakl, kiedy nam się spodoba – ta myśl
wprawia nas w uniesienie[39].
Chcąc zmniejszyć
niedogodności istnienia Cioran ucieka się również do
twórczości. Ponieważ ekspresja jest najskuteczniejszym
środkiem, jaki człowiek ma, aby się rozładować,
pisanie pomagało Cioranowi przemycać się z roku na rok, zaś
wszystkie jego aforyzmy spełniały rolę pigułek,
które sam sobie aplikował i po których czuł się
znacznie lepiej. Postawienie w stan oskarżenia własnego losu
było dla rumuńskiego myśliciela nie tylko jedyną
szansą na to, by się do tego losu przyzwyczaić, ale
również pozwalało uwolnić się od najbardziej
uciążliwych obsesji. Podobnie jak na kartce piszemy, że
ktoś jest „taki a taki”, gdyż go nienawidzimy i momentalnie wszystkie
negatywne uczucia znikają, tak Cioran zrobił w stosunku do samego siebie
i świata, i w ten sposób lepiej znosił siebie i świat.
Publikując książkę, która była
częścią jego życia sprawiał, że ta
część uzewnętrzniała się, co następnie
pomagało mu wyjść obronną ręką z wielu
kryzysów i załamań. Ekspresja, zubażając go i pozbawiając
substancji, stawała się równocześnie formą
autoterapii – uwalniała od ciężaru własnego ja. W wywiadzie
z J. F. Duvalem autor O
niedogodności narodzin stwierdza:
Mówiąc,
a zresztą też pisząc, niczego nie rozwiązujemy. Chyba
że wewnętrznie. Wyładowujemy się. Trochę z siebie
wyrzucamy. Potem na wszystkie co bardziej kłopotliwe i niepokojące
pytania patrzymy z pewnym zobojętnieniem… Mniej nas one nękają[40].
Chociaż Cioran,
odrzucając buddyzm, podaje kilka dość dobrych
rozwiązań, są to rozwiązania, które nie
uwalniają od niewygody istnienia całkowicie, lecz li tylko
zmniejszają ją. Prawdą jedyną i niepodważalną
jest śmierć i cierpienie, zaś inne prawdy dają ukojenie
wyłącznie w tym stopniu, w jakim przesłaniają tę
pierwszą. Mimo to rumuński myśliciel nie rezygnuje ze
świata i stwierdza, że cały urok i tajemnica istnienia
polegają na tym, że człowiek pomimo swej wiedzy staje się
wspólnikiem życia. Dopiero wtedy, gdy zrozumiemy naszą
przypadkowość, bezsens codziennej krzątaniny oraz
doświadczymy w całej pełni nicości tego, czym
jesteśmy, możemy wykorzystać do maksimum każdą
darowaną nam przez los chwilę i z pełną
świadomością absurdalności własnego istnienia
oddać się niedorzeczności działań.
Nierozwiązywalność oraz pewność, że nie ma
zbawienia, same są zbawieniem i wychodząc od nich,
pogrążeni w rozczarowaniu, lecz dalecy od zgorzknienia,
powinniśmy organizować sobie życie. Budda prawdopodobnie nie
zdawał sobie sprawy z tego, że można myśleć tak jak
on, a mimo to kochać wszystko, co bez znaczenia i w pustce świata
oddawać się wielkim radościom i wielkiej rozpaczy. Cioran,
chociaż uważa, że poznał prawdę o człowieku i
świecie, nadal pragnie sycić się życiem i w
przeciwieństwie do wielu innych wie, że na falach pozorów
trzeba być sternikiem, zaś nad pejzażem nicości –
uśmiechać się.
Opracowano na podstawie tekstu wyróżnionej
pracy magisterskiej
Resume
Emile Cioran (1911-1995)
was Rumanian philosopher living and writing in France. In modern humanistic
tradition he is renowned for skepticism, pessimism, absurdity, futility, decay
and unwillingness to every form of utopia. According to Cioran, as long as man has kept in
touch with his origins and hasn't cut himself off from nature, he hasn`t
awareness of his own life, body and mortality. Today, he is on his way to his
own destruction through self-objectification, impeccable production,
reproduction, slavery of future and projects which have to be accomplish. In this world time
creates a framework within which a spectacle of life is taking place. In each
moment we witness our profits and losses, our rises and falls. From this point
of view life turns out to be a specific way- towards- death, or, more properly
a way- in-death-towards-death, because Cioran`s Man does not die once, at the
end of his/her biological life. Each and every second of our lives is marked by
death and the perspective of the end. Cioran shows us a few strategies of
coping with time and our passing away, but is any one of them successful?[41]
Sławomir
Piechaczek
[1] E. Cioran, O niedogodności narodzin, przeł. I. Kania, Kraków 1996, s. 56.
[2] Por. Zabłocki K., Cioran-story…, s. 288.
[3] Por. P. Lisicki, Nie -- ludzki Bóg, "Znak" 1992, nr 2, s. 94-95.
[4] Por. C. Rowiński, Cioran albo granice sceptycyzmu, „Literatura na świecie” 1978, nr 2, s. 144-145.
[5] E. M. Cioran, Wyznania i anatemy…, s. 15.
[6] E. M. Cioran, Rozmowy z Cioranem…, s. 183.
[7] Cyt. za: I. Kania, Na szczytach rozpaczy…, s. 10.
[8] E. M. Cioran, Zarys rozkładu…, s. 102.
[9] W O niedogodności narodzin Cioran pisze: „Ujrzeć światło dnia – oto jedyne prawdziwe nieszczęście” (E. M. Cioran, O niedogodności narodzin…, s. 9).
[10] E. M. Cioran, Księga złudzeń…, s. 164.
[11] E. M. Cioran, O niedogodności narodzin…, s. 118-119.
[12] E. M. Cioran, Zmierzch myśli…, s. 73.
[13] Por. E. M. Cioran, Rozmowy z Cioranem…, s. 211.
[14] Ibid., s. 203-206.
[15] E. M. Cioran, Zarys rozkładu…, s. 205.
[16] Cioran, podejmując temat namiętności, powołuje się na jedną z bramińskich mądrości, która mówi: „Każda nowa więź, jaka sobie tworzymy, jest nowym cierpieniem, jeszcze jednym gwoździem, który wbijamy sobie w serce” (E. M. Cioran, Upadek w czas…, s. 70).
[17] W Zarysie rozkładu Cioran pisze: „Wszystko, co dzieje się na ziemi, to wielkie złudzenie pełni pośród całkowitej pustki, tajemnica emanująca z Niczego…” (E. M. Cioran, Zarys rozkładu…, s. 103).
[18] E. M. Cioran, Brewiarz zwyciężonych…, s. 79.
[19] Por. E. M. Cioran, Ćwiartowanie…, s. 6-8.
[20] E. M. Cioran, Zły Demiurg…, s. 76.
[21] E. M. Cioran, Zły Demiurg…, s. 38-39.
[22] W jednym z wywiadów Cioran mówi: „Wszystko jest nierealne. Gdyby realność istniała, byłaby bezsensowną tragedią. Z drugiej strony, nierealność życia nie czyni go wcale bardziej znośnym; jednak koncepcja iluzji pomaga nam zdać sobie sprawę, że nic nie ma znaczenia. Poznanie jest właśnie tym mechanizmem, który demontuje iluzje, powoduje, iż przestają udawać realność, czyni je na powrót iluzjami, a poznanie absolutne wiedzie ku samobójstwu, albo - nie, nie ku błogostanowi - ku temu szczególnemu rodzajowi świadomości, dla którego życie przestaje być interesujące. Im bardziej zastanawiamy się nad życiem, tym mniej ma ono sensu. Oczywiście, działanie jest równie bezużyteczne, jak życie. Nazywam działaniem wszystko to, co czynimy: myślenie, okazywanie uczuć, nie mówiąc już o pracy. Działaniu nie jest potrzebne poznanie. Wszystko, absolutnie wszystko, co czynimy, to iluzja, nierealność” (Cyt. za: K. Zabłocki, Cioran-story…, s. 298).
[23] E. M. Cioran, Upadek w czas…, s. 93.
[24] Por. E. M. Cioran, Czytając dziś…, s. 46.
[25] E. M. Cioran, Upadek w czas…, s. 85
[26] W Upadku w czas Cioran pisze: „Zaiste, niezbyt przyjemna jest sytuacja kogoś, kto najpierw żądał od mądrości, by wyzwoliła go on niego samego i od świata, a potem zaczyna mieć ja w obrzydzeniu i widzieć w niej jeszcze jeden krępujący go kajdan” (E. M. Cioran, Upadek w czas…, s. 94).
[27] Por. E. M. Cioran, Upadek w czas…, s. 94.
[28] Por. E. M. Cioran, Pokusa istnienia…, s. 7-11.
[29] E. M. Cioran, Rozmowy z Cioranem…, s. 69-70.
[30] Zdając sobie sprawę z własnych ułomności Cioran przyznaje: „Najbliższy byłby mi chyba Budda. On zrozumiał prawdziwy problem. Mam jednak zbyt gwałtowny temperament, żeby porać się z nim na jego sposób. We mnie zawsze będzie istniał konflikt między tym, co wiem, i tym, co czuję” (E. M. Cioran, Rozmowy z Cioranem…, s. 11).
[31] W Zarysie
rozkładu Cioran pisze:
„Jestem jak mędrzec, który dał się ponieść
wściekłości – obojętny na świat, a jednocześnie
wzburzony przeciwko niemu; obalam moje złudzenia, po to tylko, by je
znowuż rozbudzać” (E. M. Cioran, Zarys
rozkładu…, s. 250).
[32] Cioran jest przekonany o tym, że „istniejemy na tyle tylko, na
ile cierpimy. Dusza rozkwita i obumiera w miarę, jak doświadcza mniej
lub więcej tego, co nie do
zniesienia” (E. M. Cioran, Zarys
rozkładu…, s. 41).
[33] W Brewiarzu zwyciężonych Cioran pisze: „Nie znoszę absolutu, z wyjątkiem tego jednego przypadku: mnie samego” (E. M. Cioran, Brewiarz zwyciężonych…, s. 24).
[34] E. M. Cioran, Brewiarz zwyciężonych…s. 77.
[35] Por. E. M. Cioran, Księga złudzeń…, s. 202.
[36] Ibid., s. 204.
[37] Por. I. Kania, Ścieżki nocy, Kraków 2001, s. 212.
[38] W Upadku w czas Cioran pisze: „Poddawać się śmierci jest znakiem słabości; unicestwić się samemu – znakiem siły” (E. M. Cioran, Upadek w czas…, s. 93).
[39] E. M. Cioran, Rozmowy z Cioranem…, s. 79-80.
[40] Ibid., s. 33.
[41] Opracowano na podstawie tekstu wyróżnionej pracy
magisterskiej